Bertold Moritz – legendarny pomocnik „Stali”


Lata 60. to dekada, podczas której trzecioligowa drużyna piłkarska „Stali” Kraśnik należała do czołowych na Lubelszczyźnie. Wyjątkowy okazał się dla niej rok 1962, kiedy pokonywała na szczeblu centralnym Pucharu Polski zespoły z wyższych klas rozgrywek. Najpierw II ligowy „Śląsk” Wrocław 3:1 (bramki strzelili Moritz, Łysanowicz, Pawłowski), potem czołową drużynę ekstraklasy, „Odrę” Opole 1:0 (bramka Pawłowskiego). Kolejny rywal kraśniczan, „Polonia” Bytom, był wówczas czołowym zespołem mającym w swoich szeregach reprezentantów kraju, piłkarskie sławy jak: Szymkowiak, Brol, Winkler, Wieczorek, Liberda, Marks, Kempny i Banaś. Zadbano jednak o to, by rewelacja rozgrywek nie pokonała kolejnego rywala z „najwyższej półki”, który ostatecznie dotarł do finału PP. PZPN nieoczekiwanie podjął skandaliczną decyzję o zmianie gospodarza meczu i nakazał rozegranie spotkania w Bytomiu, na stadionie „Szombierek”. Był to trudny rok w historii rozgrywek piłkarskich, ze względu na konieczność szybkiego zakończenia sezonu 1962, który w formule pokrywającej się z rokiem kalendarzowym odbywał się już po raz ostatni. Organizacja rywalizacji ligowej przechodziła na system jesień-wiosna, przy czym nowy sezon rozpoczynał się w drugiej połowie 1962 roku. Dwa sezony w jednym roku, jeden w pełni rozegrany i rozpoczynający się, spowodowały że mecze odbywały się jeszcze w grudniu, często w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych. Spotkanie pucharowe „Stali” w Bytomiu rozgrywano właśnie w ostatnim miesiącu, na rozmokłym boisku, podczas opadów śniegu. Kraśnicki zespół wykazał się wielką wolą walki i determinacją. Do przerwy było 2:2, po bramkach strzelonych dla „Stali” przez Stanisława Pawłowskiego i Mariana Kozerskiego. Mimo remisu trzecioligowiec przeważał w tej części spotkania. Po przerwie do pracy przystąpił arbiter z Poznania, Gorączniak, który podyktował dwa karne „z kapelusza”, zamienione na bramki przez Jóźwiaka i Liberdę. Kraśniczanie nie załamali się. Kontaktowego gola zdobył Moritz, lecz na wyrównanie zabrakło czasu. Ostatecznie „Polonia” dotarła do finału PP, w którym przegrała 1:2 z „Legią” Warszawa. Cały kraśnicki zespół grał dobrze, na szczególne wyróżnienie zasłużył, obok Jana Błaszkiewicza, strzelec jednej z bramek, Berthold Moritz.

Moritz pochodził ze Śląska, uznawanego za kuźnię piłkarskich talentów. W latach 60. sprowadzono stamtąd wielu zawodników do Kraśnika. Jak pisało w roku 1960 katowickie „TEMPO”: „Śląscy piłkarze są wysoko cenieni na krajowym rynku. Nic więc dziwnego, że przed każdym nowym sezonem przybywają do nas działacze z innych okręgów z zamiarem zasilenia swoich zespołów. Często, nawet zbyt często, realizują swoje zamiary. I tak w minionym sezonie opuściło Śląsk aż 86 zawodników, nie licząc oczywiście tych, którzy powołani zostali do odbycia służby wojskowej”. Za sprowadzanie zawodników do „Stali” był odpowiedzialny w latach 60. jeden z pracowników fabryki, Stefan Kokoszka, który de facto rzadko pojawiał się w zakładzie. Do jego zadań należało przyglądanie się treningom oraz meczom zespołów III ligowych, klas niższych i drużyn juniorskich, w celu wyszukania wartościowych graczy. Dziś ludzi wykonujących tego rodzaju zadania nazywa się skautami.

Bramkę strzela Bertold Moritz

Przykładem cennego nabytku „Stali” był urodzony 15 maja 1939 roku w Bytomiu, Berthold Moritz. Do Kraśnika przeszedł z KS Bobrek Karb Bytom, gdzie grał w latach 1959-61. Wcześniej, w latach 1955-58 w zespole rywalizującym w B klasie, występującym pod szyldem Koła Sportowego, działającego przy Hucie Bobrek. W 1958 r. został nawet królem strzelców tej ligi. W tym samym roku miała miejsce fuzja trzech klubów, na bazie których powstał KS Bobrek Karb, grający w III lidze Śląska.

Jako dwudziestolatek Moritz (w relacjach prasowych pojawia się też nazwisko Moric) został powołany do reprezentacji Śląska, na turniej rozgrywany w lipcu 1959 roku z okazji 15-lecia PRL. Przez cały rok zagrał 4 razy w reprezentacji tego regionu, obok takich sław polskiej piłki nożnej jak: Oślizło, Pohl, Faber, Szymkowiak, Wyrobek, Wilczek czy Liberda.

Berthold Moritz w okresie gry na Śląsku

W górniczym mieście Moritz miał na swoim koncie mecze w bardzo silnej III lidze. Oprócz „młodzieżówki” Śląska powoływano go do reprezentacji seniorów tego regionu, a także do kadry młodzieżowej Polski, prowadzonej przez Kazimierza Górskiego. Grał w niej w jednej linii z samym Bernardem Blautem, mając za plecami Stanisława Oślizło a przed sobą Eugeniusza Fabera. Wystąpił m.in. w meczu, zakończonym remisem 1:1, z rówieśnikami rumuńskimi, odbywającym się na stadionie „Pogoni” Szczecin. Było to spotkanie towarzyszące konfrontacji reprezentacji seniorskich obu krajów, w Warszawie.

Jako zawodnik KS Bobrek Karb B. Moritz był wyróżniającym się piłkarzem „trzeciego frontu”, jako tzw. prawy łącznik. Wymieniano go w grupie największych talentów krajowych na tej pozycji.

Trzej przyjaciele z boiska. Od lewej: Berthold Moritz,
Stanisław Pawłowski (przyszedł do „Stali” z podkrakowskich Proszowic),
Ryszard Łysanowicz (przyszedł do „Stali” z „Polonii” Warszawa)

Berthold Moritz grał w Kraśniku w latach 1961-66. Mieszkał w jednym z hoteli fabrycznych, tutaj ukończył szkołę średnią i ożenił się. – To był bardzo ułożony i kulturalny człowiek. Swoim stylem bycia i zainteresowaniami wyróżniał się wśród kraśnickich piłkarzy. Był raczej typem samotnika – wspominała Moritza Mirosława Pawłowska, żona Stanisława, czołowego w latach 60. piłkarza „Stali”.

– W „Stali” grało wielu bardzo dobrych graczy sprowadzanych do nas głównie ze Śląska. Z tego powodu bardzo trudno było przebić się do pierwszej drużyny, a gra w pierwszej jedenastce to był już wielki sukces i świadczył o niemałych umiejętnościach zawodnika – wspominał Jerzy Angowski, jeden z piłkarzy.

Piłkę prowadzi Berthold Moritz

Moritz był cenionym pomocnikiem. O ile nie był kontuzjowany zawsze grał w podstawowej jedenastce. Starsi kibice pytani o jego umiejętności wspominają silnie zbudowanego, pracowitego gracza i są zgodni w opiniach, że był bardzo wartościowym zawodnikiem. Dobre zdanie mają o nim także dawni kraśniccy piłkarze.

– Był bardzo dobry technicznie. Miał naturalną, wysoką wydolność organizmu. To wszystko było poparte rzetelną pracą na treningach, co zawsze pokazywał w trakcie spotkań. Był aktywny i szukał gry. – twierdzi obrońca, Jerzy Angowski.

Drybluje B. Moritz

– Był bardzo pracowity na treningach i aktywny w trakcie meczów. Ciekawe jest to, że uważnie obserwował swój organizm i bardzo dbał o zdrowie. Wystarczył lekki ból mięśnia, ścięgna lub jakieś stłuczenie, a przerywał treningi do czasu wyleczenia nawet drobnej dolegliwości. W tamtych czasach takie podejście było rzadkością, zapewne z tego powodu nigdy nie miał poważniejszych kontuzji. – wspomina bramkarz, Henryk Szlafka.

Grę Moritza doceniali nie tylko kibice z Kraśnika. Na mecze w Pucharze Polski, rozgrywane w 1962 r. w Kraśniku Fabrycznym, przyjeżdżało wielu miłośników piłki z województwa. Wygrany 1:0 mecz z I ligowcem „Odrą” Opole oglądało 8 tysięcy osób. To m.in. zadecydowało, że w 1963 r. Berthold Moritz zajął bardzo wysokie 5. miejsce w plebiscycie, na dziesięciu najlepszych sportowców Lubelszczyzny roku 1962.

Oto 10 najlepszych sportowców 1962 roku:

1. Jan Szczerbakiewicz – motocross Avia Świdnik

2. Stanisław Kasperek – lotnictwo sportowe Aeroklub Świdnik

3. Adam Kowalczyk – boks, Motor Lublin, WKS Lublinianka

4. Jan Jargiełło – koszykówka, Start Lublin

5. Berthold Moritz – piłka nożna, Stal Kraśnik

6. Jerzy Witeska – kolarstwo, LZS Cukrownia Garbów

7. Jerzy Brendler – żużel, LPŻ Świdnik

8. Leszek Kokowicz – piłka nożna, WKS Lublinianka

9. Teresa Niemiec-Ciara – lekkoatletyka, Start Lublin

10. Edward Widera – piłka nożna, Motor Lublin

Warto podkreślić, że był to historyczny, bo pierwszy tego rodzaju plebiscyt. Jego organizacji podjęły się redakcja krakowskiego TEMPA (wówczas bardzo ceniona gazeta sportowa) oraz Wydział Kultury, Kultury Fizycznej i Turystyki Urzędu Wojewódzkiego w Lublinie.

Zwycięzca, Jan Szczerbakiewicz, został w 1962 r. indywidualnym mistrzem Polski oraz zdobywcą mistrzostwa drużynowego wspólnie ze Zbigniewem Matysiakiem i Janem Kopielą. Ponadto uczestniczył w niezwykle wówczas popularnych zawodach motocyklowych, jak choćby sześciodniówce FIM w Garmisch-Partenkirchen.

Dużym uznaniem dla umiejętności pomocnika „Stali” było także powołanie do reprezentacji Lubelszczyzny na mecze rozgrywane okazjonalnie. Moritz reprezentował nasz region 17 razy. Pierwszy mecz w tym gronie rozegrał w 1962 roku na stadionie „Lublinianki”, przy 7-tysięcznej widowni. Lubelszczyzna uległa wówczas 1:3 kadrze narodowej A, prowadzonej przez P. Kuncewicza. W zwycięskim zespole grali m.in. Szymkowiak w bramce oraz Brychczy, Pohl, Oślizło i Faber. Moritz i jego kolega klubowy Michał Maleńki, grali w turnieju o Puchar 40-lecia OZPN, w którym Lublin uległ w finale (4:1) reprezentacji Krakowa. Kolejne miejsca zajęły Warszawa i Debreczyn. Obaj zawodnicy z Kraśnika należeli do wyróżniających się w meczu finałowym. Oto recenzja, jaka ukazała się w prasie regionalnej po meczu z węgierskim Debreczynem. „Wracając do wczorajszego pojedynku z naszymi starymi znajomymi z Debreczyna (przed tygodniem weszli do I ligi), trzeba stwierdzić, że poza Pietrasińskim – duszą całego ataku – autorami sukcesu byli świetni pomocnicy kraśnickiej „Stali”, Maleńki i Moritz. Celnymi podaniami wspierali nasz atak, byli dosłownie wszędzie, paraliżując poczynania ofensywne środkowej trójki gości”. O pozyskanie czołowego pomocnika Lubelszczyzny zabiegały kluby II ligowe, m.in. „Lublinianka” i Rapid Wełnowiec. Władze RKS „Stal” nie chcąc stracić wartościowego gracza nie wyrażały zgody na odejście.

Moritz i Zontek w Zamościu

Berthold Moritz miło wspominał pobyt w  Kraśniku: „W zarządzie klubu zasiadali dyrektorzy zakładu. Byli bardzo zaangażowani i pomocni zawodnikom. Bardzo pomógł mi dyrektor Eugeniusz Jach, namawiając mnie i Mariana Kozerskiego do nauki w Technikum Mechanicznym. Pobyt w Kraśniku wspominam często. W tym mieście spędziłem przecież 5 lat, ukończyłem roczny kurs czeladniczy i technikum. Miałem wielu sympatycznych kolegów spoza drużyny. Miłe chwile towarzyszyły meczom w „Stali” i reprezentacji Lubelszczyzny. Kibiców kraśnickich oceniam bardzo pozytywnie, kulturalni, nie było słychać wulgarnych okrzyków, serdeczni dla zawodników. Podczas meczów stadion był zawsze pełny i słychać było mobilizujący doping”.

Dyrektor Eugeniusz Jach (pierwszy z lewej) w towarzystwie działaczy klubu

Pytany o trenerów, z jakimi miał kontakt w Kraśniku, mile wspominał Kazimierza Górskiego, który przez kilka tygodni dojeżdżał z Warszawy, by trenować „Stal”: „Po odejściu trenera Brola, sięgnięto po K. Górskiego. Sprowadził go Jan Zięba, też lwowiak. Doprowadził drużynę do stabilizacji, ponieważ potrzebowała spokoju i przebudowy po niepowodzeniach o wejście do II ligi. I znowu spotkałem się z trenerem K. Górskim” oraz Władysława Lemiszkę: „Jego wysoka kultura stworzyła dobrą atmosferę w drużynie. Opowiadał nam ciekawe rzeczy. Był przedwojennym piłkarzem i hokeistą”. Władysław Lemiszko, trener I klasy piłki nożnej, to dawny piłkarz, a także czołowy po wojnie polski hokeista. W 1946 r. razem „Cracovią” wywalczył tytuł Mistrza Polski w hokeju na lodzie.

Władysław Lemiszko

Ekner i Moritz w Ostrawie

Po wyjeździe na Śląsk, w latach 1967-1970, B. Moritz grał w Slavii Ruda Śląska, w lidze międzywojewódzkiej. Matura uzyskana w Kraśniku pozwoliła mu podjąć wyższe studia na Akademii Ekonomicznej w Katowicach, kierunek Organizacja i Zarządzanie Przemysłu, które ukończył w 1980 roku.

Berthold Moritz ma obecnie 82 lata, mieszka w Rudzie Śląskiej.

Berthold Moritz, Barbórka 2017
Zespół „Stali”, trzeci od lewej B. Moritz
Od lewej: trener W. Lemiszko, Józef Maziarczyk, Bronisław Wolicki, Mieczysław Ekner, Sylwester Dydliński, Hubert Koper, Antoni Zontek, Jan Błaszkiewicz, Stanisław Pawłowski. Klęczą (od lewej): Marian Kozerski, Berthold Moritz, Michał Maleńki, Ryszard Łysanowicz.
Dyplom dla Bertholda Moritza za zajęcie 5. miejsca w Plebiscycie TEMPA
i Wydziału Kultury, Kultury Fizycznej i Turystyki
Urzędu Wojewódzkiego w Lublinie
Drugi od prawej, piłkarz „Stali” Kraśnik Berthold Moritz

Komentarz do zdjęcia powyżej:

Morenowy głaz narzutowy o wymiarach ok. 8-9 m³, ważący ponad 37 ton, jeden z największych okazów na Lubelszczyźnie, do roku 1964 leżał blisko granicy Kraśnika Fabrycznego, w niszy ziemnej, w lesie należącym do Tadeusza Gruchalskiego, zamieszkałego w Urzędowie. Kamień był dobrze znany kraśniczanom, stanowił pewnego rodzaju atrakcję, wykorzystywano go m.in. jako „tło” sesji zdjęciowych. Więcej na temat głazu Historia pomnika

opracował: Mirosław Sznajder

Zdjęcia: prywatne archiwum Bertholda Moritza

Źródła:

  1. „Życie FŁT”
  2. Wspomnienia Betholda Moritza

2 comments

Dodaj komentarz